Dorota Northtec Karczew 1

Foto: Kamil Lesiak/Facebook

"Ruda pędzi jak szalona, krzyczy, ciśnie - to jest Ona! "Rudą Dorcię pokochałem, z Rudą rajdy są wspaniałe..." - Jestem przekonany, że Dorota się nie obrazi na nieco zmieniony refren hitu Czadomana - w końcu stanęła na zimowym, najwyższym podium Mazovii w Karczewie. Zimowa, maratonowa, ostra jazda, kobiecym okiem!

Dorota Rajska i Team 29er

 

Jeszcze jedno zdanie tytułem wstępu - Dorota dawno u Nas nie gościła, więc tym przyjemniej jest Nam znowu poczytać parę słów, kobiecym piórem. I gdyby ktoś miał wątpliwości - Dorota ściga się nieustająco na Peaku 29....Da się? Da się.

 

Dorota Rajska, Bike Concept 

O wygrywaniu słów kilka

Jak to jest wygrać z dziesięciominutową przewagą? Z całą pewnością wynik był dla mnie zaskoczeniem. Minęły już dwa dni a ja wciąż nie wiem jak się z tym czuję. Trochę dziwnie. Samolubnie jakoś tak. Wynik ma wiele składowych tak naprawdę, trening, odpoczynek ale przede wszystkim to, co się dzieje w mojej głowie. Ja chcę się ścigać, ale nie muszę. Mogę wygrać, ale nic się nie stanie jeśli nie wygram. Niewygrywanie jest o wiele trudniejsze niż wygrywanie, jeśli się już zaczęło wygrywać.

Dorota Northtec Karczew

Nie pamiętam tej trasy. Ktoś wrzucił film z wyścigu a ja go oglądam i jakby mnie tam nie było. Jechałam na maksymalnym skupieniu. Nie przewrócić się, nie wypaść z trasy, nie uderzyć w drzewo, nie zgubić grupy. Jechało mi się dobrze. Szybko wyprzedziłam dziewczyny, została tylko jedna z którą tasowałyśmy się na zmianę, ale ona pojechała krótki dystans.

Przed skrętem na drugą rundę był znak informujący, że do końca zostało 5 kilometrów ale moja trasa prowadziła na prawo. Skręciłam i zostałam sama. Dziewczyn nie było nigdzie widać. Gdy się zostaje samemu na trasie, kiedy nie ma nikogo przed tobą ani nikogo z tyłu ciężko zmusić się, żeby utrzymać tempo. Przed nikim nie uciekasz, nikogo nie gonisz. Skoro byłam pierwsza, postanowiłam mieć jak największą przewagę. Jestem w trakcie czytania książki o słynnym kolarzu, który przez swój “głód wygrywania” został nazwanym Kanibalem. Zastanawiałam się czy to podobny symptom? A co jeśli któregoś razu nie wygram? Takie myśli musiałam szybko od siebie odpędzić i skupić się na jeździe. Myśli błądzą, jadę i myślę. Myślę, myślę zamiast się skupić. Jest tu i teraz.

Po raz kolejny przekonałam się ile siedzi w głowie. Dojechałam do trudnego miejsca na trasie. Głęboki, grząski śniego-piasek na pnącym się lekko w górę terenie był najgorszym momentem. Chciałam tam być pierwsza, żeby nikt mnie nie przyblokował. W efekcie, stresowałam się, że to ja blokuję tych, co dopiero wyprzedziłam. Koło latało mi na boki, nie mogłam ujechać prosto. Traciłam mnóstwo sił tylko na to, żeby utrzymać się w siodle. W końcu zeszłam z roweru, przepuściłam wszystkich co jechali za mną i spróbowałam ponownie. Ze wszystkich sił skupiłam się, żeby nie myśleć o niczym innym tylko jechać tu i teraz. W szczególności nie myśleć o goniących mnie rywalkach. Musiałam pilnować czasu, żeby nie zapomnieć zjeść i nie opaść z sił i zignorować zmarznięte palce u prawej stopy po tym jak mi się zsunął ochraniacz i przeszywający chłód, kiedy ubranie przemokło od potu.

Karczew 2017 01

(foto: Bikeconcept)

Byłam coraz bardziej zmęczona i popełniałam kolejne błędy. Coraz trudniej było dobrze jechać. Chciało mi się pić, ale napój mi zamarzł. Zlodowaciałe koleiny na stromym zjeździe wymuszały pełną koncentrację kosztem prędkości. Tyle, że odpowiednia prędkość zapewnia, że utrzymujesz się w pionie. Zwalniasz i możesz stracić równowagę.

W końcu po raz drugi i ostatni zobaczyłam znak pięciu kilometrów do mety. Byłam zbyt zmęczona, żeby zaatakować, wiedziałam, że przez taki dystans nie utrzymam prędkości, ale mimo wszystko przyspieszyłam. Droga była szeroka i lekko opadała w dół. Cztery kilometry, trzy. Nagle wpadłam na poorane w poprzek pole. Poprzeczne koleiny prawie wyrzuciły mnie w powietrze, ostro hamuję i staram się jechać jak najpłynniej. Mam nadzieję, że to już ostatnia przeszkoda.

Karczew 2017 02

(foto: Bikeconcept)

Zaczęła się ostatnia prosta. Ktoś mi robi zdjęcie, więc zdążam się jeszcze uśmiechnąć (zawsze uśmiechaj się do aparatu) i pędzę jak szalona, nie wiem po co. Chyba tylko po to, żeby powiększyć przewagę. Nie czuję już zmęczenia, tak bardzo chcę wygrać. Tak dla siebie. Przed metą czekają na mnie przyjaciele. Jeszcze jeden śliski zakręt, słyszę ostrzeżenie i zwalniam, biorę go asekuracyjnie i wpadam na metę. Co? Żadnych fotografów? Żadnego tłumu? Nie szkodzi. Trudno, pewnie zmarzli. Odbieram talon na makaron i ewakuuję się do ciepłego biura zawodów. Czuję jak pieką mnie płuca. Słodki metaliczny posmak w ustach świadczy o wielkim wysiłku. Kręci mi się w głowie. To był naprawdę dobry wyścig!

Kochana Dorotko....Tak trzymaj, ciśnij i wygrywaj :) Niech nóżka podaje!